czwartek, 27 sierpnia 2015

Kwiaty: żywe czy cukrowe?

     Pamiętam jak kiedyś oglądałam bardzo popularny amerykański program o dekorowaniu tortów, który leci na jednym z kanałów kobiecej telewizji. W wielkiej, profesjonalnej i aż do znudzenia idealnej cukierni robili prawdziwe cuda. Torty wszelkich rozmiarów i kształtów, nie było żadnych granic, poza wyobraźnią. Zawodowi rzeźbiarze wykonywali realistyczne figurki ludzi i zwierząt. Kiedyś zbudowali nawet tort w kształcie wielkiej toalety, w którym po naciśnięciu spłuczki leciała woda. Jednak nie to najbardziej zwróciło moją uwagę... Urzekły mnie kwiaty. 

     Trzeba przyznać, że eleganckie torty na ważne w życiu okazje, nie mogą się obyć bez dekoracji kwiatowych. Oferuje je praktycznie każda cukiernia, a ich używanie w wypiekach weselnych to już właściwie obowiązek. Znakomita większość wytwórców, przynajmniej w mojej okolicy, proponuje nam torty przystrojone żywymi kwiatami. Szczerze mówiąc zawsze mnie to odrzucało. Nie chodzi mi o wygląd i estetykę takich dekoracji, ponieważ dobrze zrobione są naprawdę piękne. Może wykażę się teraz ignorancją, ale ze względu na to, że miałam sporo do czynienia z ogrodami, a nawet mogę pochwalić się tytułem zawodowego florysty, to jednak nikt nie jest mnie w stanie przekonać, że układanie prawdziwych kwiatów na torcie jest całkowicie bezpieczne. Jestem świadoma tego, że powinny być one umieszczane w specjalnych probówkach z neutralnego tworzywa, które chronią wypiek. Miejmy nadzieję, że są dodatkowo profesjonalnie zakonserwowane. Jednak nie oszukujmy się: czy naprawdę żadne ich części nie dotykają ciasta, które zaraz będziemy jeść? Czy możemy w pełni zaufać, że nie mamy styczności ze środkami chemicznymi użytymi wcześniej do ochrony roślin? Odpowiedź nasuwa się sama... przynajmniej mnie.

     Niestety rzadko kiedy jesteśmy w stanie znaleźć cukrowe kwiaty naprawdę dobrej jakości, które w realistyczny sposób odzwierciedlałyby prawdziwe. Właściwie jest to niemożliwe. Cukiernie oferują głównie gotowe wyroby, produkowane masowo. Kwiatki są z reguły małe i smutne... nie mówiąc już o szerokim wyborze gatunku, koloru czy rozmiaru. W sklepach internetowych jest nieco lepiej, a tak naprawdę ofertę można sprowadzić do jednego: wszystko jest kwestią ceny, a ta i tak nie zawsze podąża za jakością. Po głębszym zastanowieniu, nie dziwi już tak bardzo dominacja żywych kwiatów na rynku cukierniczym: komu by się chciało, a przede wszystkim opłacało, zatrudnienie pracownika od lepienia samych kwiatków, kiedy trzeba zażarcie konkurować o jak najniższą cenę z innymi? Jednak, zakładając przez chwilę, że żyjemy w świecie idealnym, którym nie rządzi pieniądz, co byśmy wybrali? Wszystko jest dla ludzi, ale dokonujmy wyborów świadomie. Czasami jest lepiej odpuścić sobie wielką, żywą wiązankę na rzecz bardziej prostego, eleganckiego tortu z paroma, misternie przygotowanymi dekoracjami cukrowymi. To tylko moje zdanie.

    Po zagłębieniu się w zagadnienie i przemyśleniach, postanowiłam sama nauczyć się wykonywać florystyczne cuda z cukru. Ojjjj początki z pewnością cudowne nie były, ale z biegiem czasu, szło mi coraz lepiej. Jest to jednak temat, któremu poświęcę więcej uwagi w kolejnych wpisach.

środa, 26 sierpnia 2015

Początki

     Przygodę z wypiekami i dekorowaniem tortów zaczęłam nie tak dawno temu. Niemniej w moim domu rodzinnym ciasta piekło się od zawsze, a każdemu rodzinnemu zjazdowi towarzyszył bogato zdobiony tort. Pomimo tego, że zawsze brałam udział w przygotowywaniach, moją uwagę pochłaniały przede wszystkim różne zajęcia plastyczne. Jednak wprawa w pracach manualnych oraz pewne wyczucie okazały się wręcz niezbędne w mojej późniejszej, zupełnie amatorskiej, a później już jak najbardziej profesjonalnej zabawie cukierniczej. 

     Pierwszy tort zrobiłam na imprezę urodzinową mojej przyjaciółki. Był bardzo prosty, a w wyglądzie po prostu okropny, bez ozdób i szaleństw, nie mówiąc już o jakiejkolwiek masie cukrowej. Pamiętam, że był nieco krzywy z jednej strony, co starałam się za wszelką cenę zamaskować. Jednak w rezultacie i tak wylądował na blacie obrócony właśnie tą "wadliwą" stroną frontem do gości. Jak strasznie było mi wstyd! Moje zaskoczenie, było nie do opisania, kiedy po trzech minutach ostatni kawałek zniknął z talerza. Może i dobrze, bo nie musiałam na niego patrzeć dłużej. Chociaż może nie powinnam być aż tak zdziwiona, ponieważ gości było dużo, a ja jeszcze wtedy nie zawracałam sobie głowy czymś takim, jak zwykłe wyliczanie porcji. Kto by się przejmował takimi rzeczami mając dwadzieścia lat. Ważniejsze było to, że nawet parę dni później docierały do mnie słodkie komplementy. Pękałam z samozadowolenia. I właśnie tak to się zaczęło.

   Zachęcona pozytywnymi opiniami, zaczęłam powoli wsiąkać w świat tortów i dekoracji cukierniczych... i robię to do dziś.